POLECAM
Wbrew tytułowi nie będę nic polecał. Odnoszę się do reklamy powieści „Płomień wspomnień”, jaką autorka Dorota Milli zamieściła w grupie „Czytamy polskich autorów” na Facebooku: „Romans z domieszką kryminalnej zagwozdki – POLECAM moją debiutancką powieść o miłości i wybaczaniu”.

Zarówno błąd ortograficzny w tytule na okładce (nie ma żadnego uzasadnienia dla „wspomnień” dużą literą), jak i polecanie wersalikami własnej książki pachniały vanity press, ale wygląda na to, że nie, że Lucky jest tradycyjnym wydawnictwem (w sensie, że nie bierze od autora kasy, tylko samo mu płaci, a nie, że pracują w nim ludzie znający ortografię).
Co rusz słyszę grafomana, który poleca własną książkę, i aż mnie skręca, a teraz ta zaraza najwyraźniej zaczyna dotykać normalnych autorów. „Polecam” znaczy „przeczytałem, obejrzałem, wysłuchałem, zachwyciłem się i uważam, że to super rzecz, że też się zachwycisz, jak przeczytasz, obejrzysz, wysłuchasz”. Owszem, jako autor możesz swoją powieść po wydaniu przeczytać, możesz się nią zachwycać, możesz jarać się, że zostałeś pisarzem (vanitowcy, przemyć twarz zimną wodą, was to nie dotyczy), możesz ten mentalny onanizm uprawiać do woli, co więcej, masz prawo go uprawiać, uczciwie zasłużyłeś sobie, żeby samemu się popieścić (vanitowcy, ręce na kołdrę, was to nie dotyczy), ale – na litość boską – jak każdy onanizm, w czterech ścianach.
Jasne, że uważasz swoją książkę za dobrą. Gdybyś uważał inaczej, pewnie nie wychodziłbyś z nią do ludzi. Nikt ci zresztą nie każe się krygować, udawać skromnisia. Spokojnie możesz wprost powiedzieć, że jesteś zdania, iż wyszła ci rzecz znakomita. Ale jesteś autorem swojej książki, a nie jej odbiorcą i dlatego ośmieszasz się, mówiąc „polecam”, bo dokonujesz oceny z punktu widzenia odbiorcy. Usprawiedliwiałoby cię tylko rozdwojenie jaźni. Powiedz: „Uważam, że napisałem rewelacyjną powieść, Tokarczuk z Myśliwskim i Stasiukiem mogą się schować, i ZACHĘCAM, żebyś ją kupił, przeczytał i sam się przekonał, że ta trójka może mi buty czyścić”. Wyjdziesz na megalomana, co dla twórcy jest ledwie drobną rysą na charakterze, a nie na idiotę, co w przypadku pisarza stanowi grzech ciężki.
W jednej sytuacji możesz swoje książki polecać. Jeśli napisałeś ich kilka, a czytelnik chce jedną z nich przeczytać i pyta cię, którą byś mu – no właśnie – polecił. Bo wtedy wskazujesz mu najwłaściwszy utwór, wziąwszy pod uwagę upodobania pytającego.
Interesująco przebiegła dyskusja pod wpisem Milli. Trafny komentarz, że polecanie własnej książki to jak masturbacja do własnego zdjęcia, został zakrzyczany, że autor ma przecież prawo się reklamować, co więcej, w obecnych czasach musi. Nikt mu tego nie broni. Kwestia, jak się reklamuje. Jeśli ujawnia przy tym, że nie rozumie używanych przez siebie słów i nie zdaje sobie sprawy, jak te słowa są odczytywane, to kiepsko to o nim jako pisarzu świadczy. Chociaż może, skoro ma obrońców i odbiorców, którzy też tych słów nie rozumieją, ale odczytują je zgodnie z intencją autora, należy uznać, że znaleźliśmy się na etapie rozwoju pisarstwa, w którym porozumienie z czytelnikami osiąga się poza znaczeniami słów. Następnym będą chrząknięcia i rysunki naskalne.
Paweł Pollak's Blog
- Paweł Pollak's profile
- 3 followers
